sobota, 24 listopada 2012

Kącik dziwnego wrażliwca, odc.1 'Listopad miesiącem swędzącej głowy, czyli formalina i jej dzieci'.

Na początek przedstawię Wam recenzję znanej dobrze odżywki b/s Joanny. Jako, że wykończyłam pierwsze opakowanie wczoraj to coś nie coś mogę na jej temat powiedzieć.
Z początku ów produkt miał mi służyć tylko na końcówki, gdzie sprawował się.. nieźle.

Opakowanie: Wizualnie nawet dobrze. Opakowanie proste, całkiem przyjemne dla oka. Napisy się nie ścierają jak to często bywa w produktach z dolnej półki cenowej.
Praktycznie, totalna klapa. Ze względu na konsystencję produktu i wielkość dziury wylotowej zwykle połowę      marnowałam.

Zapach: No, gdyby nie zapach to na pewno bym jej nie kupiła, a jej miodową siostrę, która zgodnie z przeznaczeniem jest do włosów suchych, czyli moich. Tak się jednak składa, że jestem wielką fanką zielonej herbaty, od lat nie kupiłam innych perfum niż 'Green Tea'  Elisabeth Arden. Miałam szczerą nadzieję, że zapach choć trochę będzie się utrzymywał na włosach, niestety jednak ulatuje zaraz po nałożeniu. Także jeżeli komuś się on nie podoba to niech śmiało próbuje, przez 10 sekund dziennie można chyba go znieść.

Konsystencja: Dla włosów okej, lekka, nie skleja, nie obciąża. Dla takiej fajtłapy jak ja porażka. Połowa zwykle lądowała w zlewie bo albo za mocno nacisnęłam i wyleciało mi za dużo produktu, albo przeciekał przez palce.

Skład: Poza hydantoiną i alkoholem izopropylowym całkiem przyzwoity. Na dzień dobry trochę emolientów, antystatyk, tytułowa pokrzywa i zielona herbata, nawilżający pantenol. Jednym słowem lekki i nieobciążający, zgodny z CG, co osobiście aż tak mnie nie urzeka, bo silikony sobie bardzo cenię.

Działanie: Całkiem przyzwoicie wygładza końce. Pomógł mi opanować puch, aczkolwiek wcale nie lepiej niż prawie każda inna odżywka do spłukiwania użyta w ten sam sposób [np. Garnier AiK, czy śp. Isana z babassem].
Jeżeli chodzi o mycie głowy tą odżywką to zdecydowanie przestrzegam wszystkich którzy mają problem z DMDM hydantoiną. Nie wiem co ona w sobie ma, bo jak szampony z ów konserwantem trochę mnie podrażniały, to ta spowodowała u mnie totalny świąd, przesuszenie które doprowadziło aż do lekkiego łupieżu [a ostatnio łupież miałam w przedszkolu...]. Obszerniej temat postaram się zgłębić niżej, bo szkoda zapychać recenzji.

Dostępność: 
Ja je widuje w Kauflandzie i w Tesco.

Cena: 3-4 zł, bardzo przyzwoita.


Czy kupię ją ponownie? Jako odżywka b/s nie zrobiła mi na głowie żadnej rewelacji, równie dobrze mogę sięgnąć po jakąkolwiek z tych d/s. Jako odżywki do mycia.. szkoda słów, nigdy nie miałam takiego pogromu na skalpie.




Teraz wyjaśnię tytuł posta. Otóż, należę do grona osób z wrażliwą, suchą skórą. Za bobasa, mama nie mogła smarować mnie oliwkami, przez co inne mamy dziwnie patrzyły na moją, ukochaną, która szerokim łukiem omija Johnson's Baby, po których mała Aria dostawała wysypki, liszai i innych dziwnych rzeczy. Jak trochę podrosła problemy przeszły, choć do dziś można u mnie zaobserwować pewne odchylenia od normy.
Otóż, nie przeszkadzają mi w ogóle szampony z SLES, gdyby nie to, że mam suche włosy to mogłabym je stosować na co dzień. Ba, jeszcze kilka miesięcy temu tak robiłam i nic się ze mną nie działo. Nie uczula mnie również betaina kokami-propylowa, sole, parabeny i inne rzeczy, które są straszne dla wszystkich tylko nie dla mnie. Dziwny ze mnie wrażliwiec..
Niestety, jest pewna rzeczy, która potrafi mi na głowie urządzić małe piekło, formaldehyd. To niedawna nie byłam pewna, czy to na pewno ten składnik, a nie chociażby te straszne siarczany w szamponach, ale odkąd wypróbowałam Joanny do mycia jestem tego pewna, nigdy więcej hydantoiny. W zasadzie dziwi mnie to, bo wcześniej miałam epizody ze swędzącą głową po szamponach z hydantoiną lub bronopolem, ale nie aż tak!



Formaldehyd, inaczej aldehyd mrówkowy znany przede wszystkim ze szkoły. Otóż wspaniale ścina i konserwuje białko co możemy oglądać w słojach w salach biologicznych, brrr..
W kosmetyce używany jako konserwant i utwardzacz w lakierach.
Pachnie obrzydliwie, dlatego od razu wyjaśniam użytkowniczkom samoopalaczy: tak one też go mają w składzie. Tzn. nie w czystej postaci, a w postaci donoru, tzw. 'unieszkodliwionych' związków formaldehydu. Nie dajmy się jednak zwieść, związki te uwalniają ten 'prawdziwy' formaldehyd.
Lista związków które uwalniają czysty aldehyd jest o wiele dłuższa niż ta przedstawiona przeze mnie [pełną znajdziecie TUTAJ]. Z tego co jednak zaobserwowałam, najczęściej spotkamy się ze hydatoiną, bronopolem i bronidoxem [2-bromo-2-nitropropano-1,3-diol i 5-bromo-5-nitro-1,3-dioxane].
Jako, że od kilku miesięcy staram się tych związków bacznie unikać [poza tym strasznym epizodem z Joanną], sporządzę szybką listę myjadeł bez ów składników. Pod lupę wzięłam te ogólnodostępne, drogeryjne które sama kupuję. Oczywiście ich lista jest na pewno o wiele dłuższa, ale jako, że mam Rossmann 10 minut od domu, toteż tam najczęściej kupuję.

Do ciała: Znam tylko Isanę i Alterrę. Naprawdę, nie wiem jak to się dzieje, ale formaldehyd jest wszędzie.

Do włosów:
- Barwa
- Isana
- Alterra
- Babydream
- Facelle
- Savona, Familijny [tylko pokrzywowy jej nie ma, inne niestety tak]
- Biovax
- Seboratin

I to jak na razie tyle.


Objawy uczulenia [na podstawie doświadczeń własnych]: 
W szamponach: swędzenie uciążliwe, ale do przeżycia. Objawy znikały mi po użyciu innego myjadła.
W odżywce Organix [czerwona, grapefruitowa]: Świąd nasilony. Musiałam bardzo uważać, żeby odżywka nie stykała się ze skalpem, co czasami się nie udawało. Objawy również znikały po zmyciu.
Po myciu odżywką Joanny: pogrom totalny, swędzenie straszne, nie do przeżycia. Łapałam się na tym, że nieświadomie drapię się w głowę, czego zwykle unikam. Obcięłam aż na krótko paznokcie, nigdy więcej. Objawy nie zniknęły, choć ostatnio myłam nią jakiś tydzień temu. Dodatkowo bardzo wysuszyła mi się skóra na głowie co w połączeniu z nieświadomym drapaniem zaowocowało drobnym łupieżem [w miejscach drapania].
Lakiery do paznokci: żółknięcie i osłabienie płytki.
Przy okazji chciałabym rozwiać mit odżywek do paznokci Eveline. Otóż, ona wcale nie odżywia. Efekt utwardzenia to nic innego jak reakcja obronna naszego organizmu przed toksyczną substancją. W tego typu produktach stosowany jest czysty formaldehyd którego stężenie może wynosić do 5%!
Objawy uczulenia [fachowe]: 'Silne reakcje alergiczne i uczuleniowe: kontaktowe zapalenie skóry, pokrzywka, obrzęk, łuszczenie się skóry, czy choćby tylko zaczerwienienie i świąd.' - źródło[klik].



Oczywiście swoim postem nie chcę zasiać paniki. Jeżeli ktoś nie odczuwa żadnych skutków ubocznych związanych formaldehydem w kosmetykach to nie ma problemu. Przecież nie będę sobie zabraniała jeść czekolady tylko dlatego, że ktoś ma na nią uczulenie : ). Jednak jeżeli borykasz się z problemem swędzącej głowy to może to być dobra poszlaka. Sama niewiele znalazłam na temat uczulenia na formaldehyd, procent uczulonych na ów składnik nie ma wielu, a jest on praktycznie wszędzie. Może warto wtedy spróbować zrobić test [nie tak drastyczny jak mój] i sprawdzić, czy to nie czasami hydantoina lub bronopol nas uczula.

Pozdrawiam, 
Aria.

piątek, 2 listopada 2012

'Kochanie, przytnij ze dwa centymetry' - czyli o tym, jak nie obcinać końcówek.

Obcięcie końcówek chodziło za mną od jakiś dwóch tygodni. Zwykle w takich przypadkach chodziłam do fryzjera, z lepszym, czasem gorszym skutkiem. Jako, że ostatnio mój portfel przeżywa kryzys, a po nocach śnią mi się rosyjskie kosmetyki postanowiłam nieco zaoszczędzić i nieszczęsne końce ściąć sama. Z tytułu można się domyślić, że nie miałam w tym  ż a d n e g o  doświadczenia. Z racji jego braku, o pomoc poprosiłam... TŻta.

Stan włosów przed obcięciem? Mam na to jedno słowo - tragiczny. Jedyne co potrafiło je wygładzić do konfiguracja maski i płukanki lnianej. W innych przypadkach się puszyły, były szorstkie. Ale czego się można spodziewać, jak się dwa lata wcześniej wpadło na 'genialny' pomysł farbowania na rudo i tego samego dnia potulnie próbowało się wrócić do brązu? : D

Zanim jeszcze luby przystąpił do akcji, trochę bawiłam się nożyczkami i żmudnie cięłam włosek, po włosku, co nie miało większego sensu. Sama metoda wyłapywania rozdwojonych końcówek nie zdaje się przy tak zniszczonych kosmykach, po prostu było ich za dużo.

Dalej za nożyczki złapał mój chłopak. Chcąc, nie chcąc jest bardzo zaangażowany w moją pielęgnację i bardzo mnie dopinguje w drodze do upragnionego celu. Gdy więc zobaczył, że uciął troszkę więcej niż 'dwa centymetry' zrezygnował z dalszego przycinania, szczególnie po miesiącach zrzędzenia w stylu: 'ja chcę piękne, długie/gęste/grube włosy'. A przecież nie będę chodzić z obciętą dolną warstwą włosów. Do fryzjera też mi było szkoda iść, gdyż łączne wydatki przewyższyłyby moje założenia (za same nożyczki wydałam połowę potencjalnej wizyty). Co więc zrobiła przedsiębiorcza Aria? Złapała za nożyczki, pobiegła do lustra i własnoręcznie, prawie na oślep cięła nieszczęsne końce - po prostu dorównywała resztę do obciętej dolnej warstwy). Na koniec TŻ spojrzał czy wszystko się chociaż trochę kupy trzyma i zrobione.

Zdecydowanie, nie polecam tej 'metody' jeżeli nie nosi się na co dzień kręconych/falowanych włosów. W moim przypadku, drobne i te poważniejsze niedociągnięcia nie są aż tak zauważalne, ale przy drutach to chyba lepiej poradzić się kogoś wykształconego. Albo chociaż użyć jakieś konkretnej metody obcinania, np. trzech kucyków (dobre dla cieniowanych włosów, a ja przecież z cieniowania chcę zejść).

Ogólnie rzecz biorąc, zeszłotygodniowe podcinanie końcówek mogę uznać za małą porażkę. Swoją drogą, przed założeniem bloga miałam pomysł by nie prowadzić go o pielęgnacji, a o anty-pielęgnacji, gdyż takie śmieszne wypadki zdarzają mi się ciągle. Może następnym razem poproszę mamę?

'W tym szaleństwie jest metoda', jak to mawia moja nauczycielka geografii. Na dzień dzisiejszy moje końce są w stanie bardzo dobrym. Obcięłam najbardziej zniszczoną część włosów (poza wycieniowanymi strąkami na wierzchu, których boję się ruszyć). Następną wizytę u fryzjera planuję na 26 stycznia, w dzień studniówki.

I tutaj rodzi się moje pytanie. Otóż mam pewną koncepcję na sukienkę i nie do końca jestem pewna czy jest ona odpowiednia na tego typu imprezę jak studniówka. Co roku pojawiają się takie modnisie, które zakładają na siebie obcisłe, czerwone, fioletowe, szafirowe [!] kreacje, a ja nie chciałabym zaliczyć tego rodzaju wpadki, choć ta kiecka dosłownie śni mi się po nocach. Mam wrażenie wręcz, że zakochałam się tak bardzo, że nie liczy się dla mnie po co, a 'byle tylko ją mieć' : ). Co Wy na to?:



No i meritum dzisiejszego posta, czyli Włosy Po Obcięciu:
 

Stracone około cztery, pięć centymetrów z długości. Nie żałuję zupełnie. W momencie gdy zobaczyłam, że wyglądają o wiele zdrowiej, pomacałam i odkryłam jakie są miękkie zrozumiałam, że muszę jak najszybciej pozbyć się całej zniszczonej farbowaniem, i złą pielęgnacją części. Włosy podetnę i wyrównam przed studniówką, a po maturze może już pozbędę się całej zniszczonej warstwy.
Włosy na zdjęciu są wysuszone, i po warkoczu przez co pojawił się puch. W ogóle ostatnio rzadko noszę loki z prawdziwego zdarzenia. Włosy myję zwykle wieczorem, przez co rano nie są ładne, brzydko się odgniatają i nie pozostaje mi nic jak je zapleść, albo upiąć. Nijako trochę.

Pozdrawiam,
Aria.

wtorek, 23 października 2012

Rozdanie - czas spróbować.

Szczerze nie wierzę, że mogłoby mi się udać, ale 'kto nie ryzykuje ten nie je'.

Do czwartku można jeszcze wziąć udział w rozdaniu: http://minthairr.blogspot.com/2012/09/urodzinowe-rozdanie.html. Nagrody wydają się szczególnie atrakcyjnie, chętnie wypróbowałabym Glorię, do której nie mam żadnego dostępu niestety..

Życzę sobie powodzenia. : )


Dołączam również do zbiorowego zapuszczania włosów z frombodytohair. Do końca miesiąca zamierzam podciąć końcówki [uwaga, to będzie wielki debiut mój i TŻta, bo do tej pory korzystałam z usług fryzjera], przygotować plan na każdy poszczególny miesiąc i zrobić zdjęcie.



Przepraszam, że nie piszę. Jednak klasa maturalna, to klasa maturalna i nie każdy wieczór jest na tyle wolny, by poświęcić godzinkę na napisanie posta. Mam jednak kilka pomysłów [m.in. jak pokonałam wypadanie włosów, rozstępy], czy recenzji kosmetyków. Mam nadzieję, że do piątku mi się uda wszystko zrobić.

Pozdrawiam, 
Aria.

niedziela, 21 października 2012

Eko chorowanie.

Świadomi konsumenci bardzo zwracają uwagę na to, by odżywiać się zdrowo. Z resztą, bycie eko jest obecnie bardzo popularnym trendem. Mamy eko kosmetyki, wiele z nas nawet same je produkuje. Zwracamy uwagę na składy wszystkiego: jedzenia, odżywek, napojów, kremów. Mało kto -a przynajmniej ja z tym się rzadko spotykam- zwraca uwagę na to, jak często i niepotrzebnie faszerujemy się lekami. Gdy jesteśmy osłabieni - Rutinoscorbin, przeziębienie - Gripex, Fervex, ból głowy - ibuprofen. Nie zdajemy sobie sprawy, że tego typu tabletki to przede wszystkim chemia której tak bardzo się wystrzegamy. Jesienią  i wiosną jesteśmy narażone na nadmierne wypadanie włosów spowodowane osłabieniem i chorobami. I choć nie jestem eko-maniaczką i sama korzystam z dobrodziejstw chemii, to postanowiłam podzielić się z Wami moim tegorocznym odkryciem - czarnym bzem.

   
Inspiracją do zrobienia swojego syropu była moja mama. Jeszcze w wakacje, podczas spaceru po polach znalazłyśmy drzewo z niedojrzałymi kiśćmi bzu. Opowiedziała mi, że jej ojciec gotował takie syropy, które świetnie sprawdzały się w przeziębieniach. Postanowiłam temat nieco zgłębić, oczywiście z pomocą Wujka Google. I co on nam takiego mówi?

Otóż, czarny bez jest jednym z ważniejszych przedstawicieli medycyny naturalnej. Ma działanie napotne, moczopędne, wspomaga leczenie reumatyzmu, leczy stany zapalne dróg oddechowych. Doskonale radzi sobie z początkami przeziębienia. Właściwości lecznicze wykazuje kwiat bzu [białe, drobne o charakterystycznym zapachu], owoc i kora. 
Dawniej sadzono go jako żywopłot na tyłach domu 'żeby się zło nie zakradło', gdyż wierzono w jego magiczne właściwości, które odpędzały czary i wiedźmy.

,,Wartość odżywcza:  Owoce czarnego bzu (Sambucus nigra) zawierają garbniki, pektyny, witaminy A, C, B1, B2, antocyjany, karotenoidy, żelazo, potas, sód, wapń, olejek eteryczny i kwasy organiczne (między innymi jabłkowy, winowy i cytrynowy). W kwiatach znajdziemy natomiast flawonoidy, kwasy organiczne, olejek eteryczny, garbniki, saponiny, związki triterpenowe, kwasy polifenolowe (kawowy i chlorogenowy) oraz sole mineralne.''


Kwiat bzu jest również świetnym sposobem na piękną cerę. Dawniej kobiety używały wody bzowej do wybielania swoich piegów. Świetnie również sprawdza się przy zmęczonej, skórze z przebarwieniami, opóźnia procesy starzenia się skóry. Koniecznie muszę sobie zapisać w kalendarzu i wypróbować ją w domu.


Nie rozwodząc się zbytnio i nie kopiując już istniejących treści, zrecenzuję działanie syropu z owoców bzu który zrobiłam we wrześniu (przepis na dole notki). 
Kilka tygodni temu mój ukochany zaraził mnie jakąś chorobą. Jako, że nie było to na tyle poważne, postanowiłam wyleczyć się na własną rękę, bez wspomagania syntetycznymi lekami.
Objawy: ból głowy, kaszel, katar, ból gardła, ogólne zmęczenie.
Rano: dwie łyżki syropu solo, lub gdy miałam czas herbata bzowo-miodowa.
Wieczór: duży kubek gorącej herbaty z dwiema łyżeczkami miodu naturalnego, łyżką konfitur z bzu i łyżką syropu. 
Choróbska pozbyłam się w kilka dni bez rezygnowania ze szkoły i zajęć na rzecz łóżka. Jeden słoik powędrował w tym czasie do TŻta - 'lekomana', który także wyzdrowiał.

Herbatę z dodatkiem bzu i miodu stosuję również, gdy zbytnio przemarznę na dworze, gdyż wspaniale rozgrzewa. Poza walorami zdrowotnymi, taka mieszanka jest bardzo smaczna i doskonale wpasowuje się w jesienno - zimowe przesiadywanie pod kocem. 



Zdaję sobie sprawę, że na domowe wyroby jest nieco za późno, ale serdecznie namawiam do spróbowania za rok. Mimo, że nigdy wcześniej nie robiłam żadnych.przetworów, moja mama też się w to nigdy nie bawiła więc strasznie bałam się pasteryzacji i tego, czy nic mi nie wybuchnie :). Na szczęście syrop wyszedł doskonały. Niestety, nie mam porównania, gdyż nigdy wcześniej nie miałam styczności z wyrobami z bzu, wydaje mi się jednak, że konfitury wyszły nieco za słodkie. Spróbuję za rok, tym razem z dodatkiem cytrusów i mniejszą ilością cukru. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, wszystko udało mi się zawekować i jak na razie nie ujrzałam nigdzie zielonej pleśni. : )
Jeżeli mimo tego macie ochotę przetestować sok/syrop z bzu na sezonowe osłabienie to mam dobrą wiadomość - jest on do kupienia w aptekach. 


SYROP: 
1kg owoców. Dokładnie obrałam je z szypułek i umyłam. 
0,5 kg cukru
1 szklanka wody
Sok z jednej ćwiartki cytryny

Wszystko gotowane było na małym ogniu, aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji*. Ważne jest, by nie dopuszczać do wrzenia mieszanki. 

KONFITURA: Tutaj korzystałam z bloga Bei: http://www.beawkuchni.com/2010/09/owoce-czarnego-bzu-przetwory.html. Serdecznie polecam, jestem pełna podziwu dla jej perfekcyjnie dopieszczonych przetworów. Zainspirowała mnie,  na przyszły rok planuję kompletowanie ładnych słoików i produkcję nalepek. Tegoroczne wyroby niestety nie kuszą wyglądem...


* Aby sprawdzić, czy syrop, dżem, czy konfitura są odpowiedniej konsystencji, użyłam talerzyka, który wcześniej chłodził się w lodówce. Wystarczy zaaplikować próbkę i odstawić z powrotem do chłodziarki na kilka minut. 


http://urodaizdrowie.pl/czarny-bez-w-naszej-kuchni - Obszerny artykuł odnośnie bzu, z którego korzystałam. Jest tu również masa ciekawych przepisów, m.in. mleko bzowe lub bez w cieście naleśnikowym.

Pozdrawiam, 
Aria.


piątek, 19 października 2012

Moje wrażenia po Jantarze.

Zapewne niejedna, walcząca o każdy centymetr i włos wypróbowała osławioną już wcierkę Jantar. Również i ja uległam cenie, obietnicom producenta oraz bogatym składzie. Chętnie sfotografowałabym produkt własnoręcznie, niestety moje wrodzona zgrabność sprawiła, że ostatnia roztrzaskała się na terakocie [na szczęście produktu było na może dwa razy jeszcze]. Przy najbliższym zakupie na pewno zaktualizuję ten post, a tymczasem muszę posłużyć się wujkiem Google.



Co obiecuje nam producent?

Receptura odżywki uwzględnia najistotniejsze potrzeby włosów cienkich, słabych, delikatnych i z tendencją do przetłuszczania. Zawiera biologicznie czynne substancje stymulujące wzrost włosów: Kerastim, Trichogen, Polyplant Hair, aktywny biologicznie wyciąg z bursztynu oraz witaminy A, E, F, H i D-pantenol.
Działanie: Odżywka Jantar hamuje wypadanie włosów, stymuluje ich wzrost i odżywianie. Zawarte w niej składniki są niezbędne do prawidłowego przebiegu procesów fizjologicznych skóry, jej odżywiania i regeneracji. 
Efekt: Systematycznie stosowana poprawia metabolizm i dotlenienie cebulek włosów, regeneruje i łagodzi podrażnienia. Włosy stają się wyraźnie grubsze, lśniące i odporne na uszkodzenia. Odżywka wzmacnia strukturę włosów, zapobiega ich rozdwajaniu i chroni przed szkodliwym wpływem środowiska i słońca.

Skład: Skład: 
Aqua - woda
Propylene Glycol - rozpuszczalnik, może podrażniać
Glucose - nawilża, hamuje odparowywanie wody
Calendula Officinalis Extract, Chamomilla Recutita Extract, Rosmarinus Officinalis Extract, Salvia Officinalis Extract, Pinus Sylvestris Extract, Arnica Montana Extract, Arctium Majus Extract, Citrus Medica Limonum Extract, Hedera Helix Extract, Tropaeolum Majus Extract, Nasturtium Officinale Extract, 
Amber Extract - ekstrakty z: nagietka, rumianku, rozmarynu. szałwii, sosny zwyczajnej, arniki górskiej, łopianu, cytryny, bluszczu pospolitego, nasturcji, rukii wodnej i bursztynu.
Disodium Cystinyl Disuccinate 
Panax Ginseng, Arginine, Acetyl Tyrosine, Hydrolyzed Soy Protein - żeń szeń, arginina, tyrozyna, proteiny sojowe  
Polyquaternium-11, Peg-12 Dimethicone - łatwo zmywalny pq, silikon lotny
Calcium Pantothenate - witamina B5, Zinc Gluconate - reguluje pracę sebum, działa ściągająco, Niacinamide - witamina B3, Ornithine Hci - aminokwas, Citrulline, Glucosamine HCI, Biotin - witamina B7. Panthenol - witamina B5
Polysorbate 20 - emulgator
Retinyl Palmitate - pochodna witaminy A, Tocopherol - witamina E, Linoleic Acid - emolient PABA -filtr UV ,Triethanolamine - reguluje PH, Carbomer, Parfum, 
2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Methyldibomo Glutaronitrile - konswerwanty, mogą podrażniać
Dipropylene Glycol -rozpuszczalnik, środek ekstraktujący
Limonene, Linalool - zapach


Moja opinia: 


Działanie: Spowodował wysyp baby hair. W tym momencie osiągnęły już długość ok. 4 centymetrów, co przy moim żółwim przyroście uważam za spory sukces. Sprawiał również, że moje włosy były dłużej świeże i uniesione od nasady. Użyty na całe włosy lekko wygładził.
Nie zauważyłam zmniejszonego wypadania włosów, ani szybszego przyrostu 'starych' włosów'. Akurat na wzrost jeszcze nic mi nie pomogło, więc nie przejmowałabym się moją opinią zbytnio. Swędziała mnie również po nim głowa o co obwiniam 2-bromo-2-Nitropropane,1,3-Diol. Podobnie działa na mnie DMDM Hydatoin, mogłabym się drapać cały dzień. Wydaje mi się, że jestem uczulona na związki z formaldehydem, przez co mam strasznie zawężone pole manewru w wyborze szamponów. : (

Zapach: Przypomina mi tanią wodę kolońską. Wyczuwam w nim również ziołowe i jakby drzewne [?] nuty. Wiem, że w tej kwestii zdania są podzielone, ale mi on nie przeszkadza. Czuć go na dłoniach, z włosów szybko znika.

Opakowanie: Zdecydowana pięta achillesowa tego produktu. Niestety, nie miałam wolnej butelki z atomizerem, stacjonarnie też nigdzie takowej nie znalazłam, więc przez dwie kuracje męczyłam się z wydobyciem produktu. Doświadczona, mogę powiedzieć, że nie warto machać butelką jak szalona, bo część produktu rozchlapuje się w okół, butelka może się również wymsknąć. Wystarczy lekko pukać w palce, choć czasami może przesadzić i narobić sobie trochę bólu. Pomimo, iż zrobiona z mocnego szkła, zbiła się i to w najgorszy sposób jaki mogła - rozbryzgując się na wiele, drobnych okruchów. Szkło wyjmowałam spod szafek i łóżka jeszcze kilka tygodni po wypadku. 
Wizualnie prezentuje się prosto i ładnie, czyli tak jak lubię. Pod względem praktycznym.. lepiej zainwestować w coś innego, np. butelkę po starej mgiełce.

Wydajność: Produktu używałam w wakacje, zgodnie z zaleceniem producenta: 3 tygodnie wcierania i tydzień przerwy. Kurację powtórzyłam. Wbrew opiniom, produkt w moim przypadku okazał się wydajny, gdyż starczyło mi go na prawie dwie kuracje [póki nie zbiłam butelki]. 

Cena i dostępność: Za butelkę zapłaciłam 12 zł. Należę również do grupy szczęśliwców, które z swojej mieścinie posiadają aptekę zielarską, gdzie na zamówienie można go dostać. Nie ma go w Rossmannie, ani w Naturze. Dla tych, którzy nie mogą nabyć go stacjonarnie pozostaje tylko Internet.

Korzyści dodatkowe: Przypominał mi o codziennym masażu głowy. Gdy nic nie wcieram to często o tym niestety zapominam. Nie zawiera również alkoholu denaturatowego, który wysusza mów wrażliwy skalp. 

Ogólne wrażenia: Na pewno wypróbuję ponownie. Następnym razem jednak planuję nakładać go więcej na głowę, tak by jedna butelka stanowiła jedną kurację. Póki co, gdy tylko będę miała możliwość zamierzam wypróbować rosyjskie kosmetyki, w tym tonik do włosów 'Receptury Babuszki Agafii'. Intryguje mnie również wcierka Seboratin, zwłaszcza, że widziałam ją w aptece niedaleko mojego domu. No i na pewno przeleję do innego opakowania, żeby znowu nie zmarnować tak deficytowego kosmetyku. : )


Pozdrawiam,
Aria