wtorek, 23 października 2012

Rozdanie - czas spróbować.

Szczerze nie wierzę, że mogłoby mi się udać, ale 'kto nie ryzykuje ten nie je'.

Do czwartku można jeszcze wziąć udział w rozdaniu: http://minthairr.blogspot.com/2012/09/urodzinowe-rozdanie.html. Nagrody wydają się szczególnie atrakcyjnie, chętnie wypróbowałabym Glorię, do której nie mam żadnego dostępu niestety..

Życzę sobie powodzenia. : )


Dołączam również do zbiorowego zapuszczania włosów z frombodytohair. Do końca miesiąca zamierzam podciąć końcówki [uwaga, to będzie wielki debiut mój i TŻta, bo do tej pory korzystałam z usług fryzjera], przygotować plan na każdy poszczególny miesiąc i zrobić zdjęcie.



Przepraszam, że nie piszę. Jednak klasa maturalna, to klasa maturalna i nie każdy wieczór jest na tyle wolny, by poświęcić godzinkę na napisanie posta. Mam jednak kilka pomysłów [m.in. jak pokonałam wypadanie włosów, rozstępy], czy recenzji kosmetyków. Mam nadzieję, że do piątku mi się uda wszystko zrobić.

Pozdrawiam, 
Aria.

niedziela, 21 października 2012

Eko chorowanie.

Świadomi konsumenci bardzo zwracają uwagę na to, by odżywiać się zdrowo. Z resztą, bycie eko jest obecnie bardzo popularnym trendem. Mamy eko kosmetyki, wiele z nas nawet same je produkuje. Zwracamy uwagę na składy wszystkiego: jedzenia, odżywek, napojów, kremów. Mało kto -a przynajmniej ja z tym się rzadko spotykam- zwraca uwagę na to, jak często i niepotrzebnie faszerujemy się lekami. Gdy jesteśmy osłabieni - Rutinoscorbin, przeziębienie - Gripex, Fervex, ból głowy - ibuprofen. Nie zdajemy sobie sprawy, że tego typu tabletki to przede wszystkim chemia której tak bardzo się wystrzegamy. Jesienią  i wiosną jesteśmy narażone na nadmierne wypadanie włosów spowodowane osłabieniem i chorobami. I choć nie jestem eko-maniaczką i sama korzystam z dobrodziejstw chemii, to postanowiłam podzielić się z Wami moim tegorocznym odkryciem - czarnym bzem.

   
Inspiracją do zrobienia swojego syropu była moja mama. Jeszcze w wakacje, podczas spaceru po polach znalazłyśmy drzewo z niedojrzałymi kiśćmi bzu. Opowiedziała mi, że jej ojciec gotował takie syropy, które świetnie sprawdzały się w przeziębieniach. Postanowiłam temat nieco zgłębić, oczywiście z pomocą Wujka Google. I co on nam takiego mówi?

Otóż, czarny bez jest jednym z ważniejszych przedstawicieli medycyny naturalnej. Ma działanie napotne, moczopędne, wspomaga leczenie reumatyzmu, leczy stany zapalne dróg oddechowych. Doskonale radzi sobie z początkami przeziębienia. Właściwości lecznicze wykazuje kwiat bzu [białe, drobne o charakterystycznym zapachu], owoc i kora. 
Dawniej sadzono go jako żywopłot na tyłach domu 'żeby się zło nie zakradło', gdyż wierzono w jego magiczne właściwości, które odpędzały czary i wiedźmy.

,,Wartość odżywcza:  Owoce czarnego bzu (Sambucus nigra) zawierają garbniki, pektyny, witaminy A, C, B1, B2, antocyjany, karotenoidy, żelazo, potas, sód, wapń, olejek eteryczny i kwasy organiczne (między innymi jabłkowy, winowy i cytrynowy). W kwiatach znajdziemy natomiast flawonoidy, kwasy organiczne, olejek eteryczny, garbniki, saponiny, związki triterpenowe, kwasy polifenolowe (kawowy i chlorogenowy) oraz sole mineralne.''


Kwiat bzu jest również świetnym sposobem na piękną cerę. Dawniej kobiety używały wody bzowej do wybielania swoich piegów. Świetnie również sprawdza się przy zmęczonej, skórze z przebarwieniami, opóźnia procesy starzenia się skóry. Koniecznie muszę sobie zapisać w kalendarzu i wypróbować ją w domu.


Nie rozwodząc się zbytnio i nie kopiując już istniejących treści, zrecenzuję działanie syropu z owoców bzu który zrobiłam we wrześniu (przepis na dole notki). 
Kilka tygodni temu mój ukochany zaraził mnie jakąś chorobą. Jako, że nie było to na tyle poważne, postanowiłam wyleczyć się na własną rękę, bez wspomagania syntetycznymi lekami.
Objawy: ból głowy, kaszel, katar, ból gardła, ogólne zmęczenie.
Rano: dwie łyżki syropu solo, lub gdy miałam czas herbata bzowo-miodowa.
Wieczór: duży kubek gorącej herbaty z dwiema łyżeczkami miodu naturalnego, łyżką konfitur z bzu i łyżką syropu. 
Choróbska pozbyłam się w kilka dni bez rezygnowania ze szkoły i zajęć na rzecz łóżka. Jeden słoik powędrował w tym czasie do TŻta - 'lekomana', który także wyzdrowiał.

Herbatę z dodatkiem bzu i miodu stosuję również, gdy zbytnio przemarznę na dworze, gdyż wspaniale rozgrzewa. Poza walorami zdrowotnymi, taka mieszanka jest bardzo smaczna i doskonale wpasowuje się w jesienno - zimowe przesiadywanie pod kocem. 



Zdaję sobie sprawę, że na domowe wyroby jest nieco za późno, ale serdecznie namawiam do spróbowania za rok. Mimo, że nigdy wcześniej nie robiłam żadnych.przetworów, moja mama też się w to nigdy nie bawiła więc strasznie bałam się pasteryzacji i tego, czy nic mi nie wybuchnie :). Na szczęście syrop wyszedł doskonały. Niestety, nie mam porównania, gdyż nigdy wcześniej nie miałam styczności z wyrobami z bzu, wydaje mi się jednak, że konfitury wyszły nieco za słodkie. Spróbuję za rok, tym razem z dodatkiem cytrusów i mniejszą ilością cukru. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, wszystko udało mi się zawekować i jak na razie nie ujrzałam nigdzie zielonej pleśni. : )
Jeżeli mimo tego macie ochotę przetestować sok/syrop z bzu na sezonowe osłabienie to mam dobrą wiadomość - jest on do kupienia w aptekach. 


SYROP: 
1kg owoców. Dokładnie obrałam je z szypułek i umyłam. 
0,5 kg cukru
1 szklanka wody
Sok z jednej ćwiartki cytryny

Wszystko gotowane było na małym ogniu, aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji*. Ważne jest, by nie dopuszczać do wrzenia mieszanki. 

KONFITURA: Tutaj korzystałam z bloga Bei: http://www.beawkuchni.com/2010/09/owoce-czarnego-bzu-przetwory.html. Serdecznie polecam, jestem pełna podziwu dla jej perfekcyjnie dopieszczonych przetworów. Zainspirowała mnie,  na przyszły rok planuję kompletowanie ładnych słoików i produkcję nalepek. Tegoroczne wyroby niestety nie kuszą wyglądem...


* Aby sprawdzić, czy syrop, dżem, czy konfitura są odpowiedniej konsystencji, użyłam talerzyka, który wcześniej chłodził się w lodówce. Wystarczy zaaplikować próbkę i odstawić z powrotem do chłodziarki na kilka minut. 


http://urodaizdrowie.pl/czarny-bez-w-naszej-kuchni - Obszerny artykuł odnośnie bzu, z którego korzystałam. Jest tu również masa ciekawych przepisów, m.in. mleko bzowe lub bez w cieście naleśnikowym.

Pozdrawiam, 
Aria.


piątek, 19 października 2012

Moje wrażenia po Jantarze.

Zapewne niejedna, walcząca o każdy centymetr i włos wypróbowała osławioną już wcierkę Jantar. Również i ja uległam cenie, obietnicom producenta oraz bogatym składzie. Chętnie sfotografowałabym produkt własnoręcznie, niestety moje wrodzona zgrabność sprawiła, że ostatnia roztrzaskała się na terakocie [na szczęście produktu było na może dwa razy jeszcze]. Przy najbliższym zakupie na pewno zaktualizuję ten post, a tymczasem muszę posłużyć się wujkiem Google.



Co obiecuje nam producent?

Receptura odżywki uwzględnia najistotniejsze potrzeby włosów cienkich, słabych, delikatnych i z tendencją do przetłuszczania. Zawiera biologicznie czynne substancje stymulujące wzrost włosów: Kerastim, Trichogen, Polyplant Hair, aktywny biologicznie wyciąg z bursztynu oraz witaminy A, E, F, H i D-pantenol.
Działanie: Odżywka Jantar hamuje wypadanie włosów, stymuluje ich wzrost i odżywianie. Zawarte w niej składniki są niezbędne do prawidłowego przebiegu procesów fizjologicznych skóry, jej odżywiania i regeneracji. 
Efekt: Systematycznie stosowana poprawia metabolizm i dotlenienie cebulek włosów, regeneruje i łagodzi podrażnienia. Włosy stają się wyraźnie grubsze, lśniące i odporne na uszkodzenia. Odżywka wzmacnia strukturę włosów, zapobiega ich rozdwajaniu i chroni przed szkodliwym wpływem środowiska i słońca.

Skład: Skład: 
Aqua - woda
Propylene Glycol - rozpuszczalnik, może podrażniać
Glucose - nawilża, hamuje odparowywanie wody
Calendula Officinalis Extract, Chamomilla Recutita Extract, Rosmarinus Officinalis Extract, Salvia Officinalis Extract, Pinus Sylvestris Extract, Arnica Montana Extract, Arctium Majus Extract, Citrus Medica Limonum Extract, Hedera Helix Extract, Tropaeolum Majus Extract, Nasturtium Officinale Extract, 
Amber Extract - ekstrakty z: nagietka, rumianku, rozmarynu. szałwii, sosny zwyczajnej, arniki górskiej, łopianu, cytryny, bluszczu pospolitego, nasturcji, rukii wodnej i bursztynu.
Disodium Cystinyl Disuccinate 
Panax Ginseng, Arginine, Acetyl Tyrosine, Hydrolyzed Soy Protein - żeń szeń, arginina, tyrozyna, proteiny sojowe  
Polyquaternium-11, Peg-12 Dimethicone - łatwo zmywalny pq, silikon lotny
Calcium Pantothenate - witamina B5, Zinc Gluconate - reguluje pracę sebum, działa ściągająco, Niacinamide - witamina B3, Ornithine Hci - aminokwas, Citrulline, Glucosamine HCI, Biotin - witamina B7. Panthenol - witamina B5
Polysorbate 20 - emulgator
Retinyl Palmitate - pochodna witaminy A, Tocopherol - witamina E, Linoleic Acid - emolient PABA -filtr UV ,Triethanolamine - reguluje PH, Carbomer, Parfum, 
2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Methyldibomo Glutaronitrile - konswerwanty, mogą podrażniać
Dipropylene Glycol -rozpuszczalnik, środek ekstraktujący
Limonene, Linalool - zapach


Moja opinia: 


Działanie: Spowodował wysyp baby hair. W tym momencie osiągnęły już długość ok. 4 centymetrów, co przy moim żółwim przyroście uważam za spory sukces. Sprawiał również, że moje włosy były dłużej świeże i uniesione od nasady. Użyty na całe włosy lekko wygładził.
Nie zauważyłam zmniejszonego wypadania włosów, ani szybszego przyrostu 'starych' włosów'. Akurat na wzrost jeszcze nic mi nie pomogło, więc nie przejmowałabym się moją opinią zbytnio. Swędziała mnie również po nim głowa o co obwiniam 2-bromo-2-Nitropropane,1,3-Diol. Podobnie działa na mnie DMDM Hydatoin, mogłabym się drapać cały dzień. Wydaje mi się, że jestem uczulona na związki z formaldehydem, przez co mam strasznie zawężone pole manewru w wyborze szamponów. : (

Zapach: Przypomina mi tanią wodę kolońską. Wyczuwam w nim również ziołowe i jakby drzewne [?] nuty. Wiem, że w tej kwestii zdania są podzielone, ale mi on nie przeszkadza. Czuć go na dłoniach, z włosów szybko znika.

Opakowanie: Zdecydowana pięta achillesowa tego produktu. Niestety, nie miałam wolnej butelki z atomizerem, stacjonarnie też nigdzie takowej nie znalazłam, więc przez dwie kuracje męczyłam się z wydobyciem produktu. Doświadczona, mogę powiedzieć, że nie warto machać butelką jak szalona, bo część produktu rozchlapuje się w okół, butelka może się również wymsknąć. Wystarczy lekko pukać w palce, choć czasami może przesadzić i narobić sobie trochę bólu. Pomimo, iż zrobiona z mocnego szkła, zbiła się i to w najgorszy sposób jaki mogła - rozbryzgując się na wiele, drobnych okruchów. Szkło wyjmowałam spod szafek i łóżka jeszcze kilka tygodni po wypadku. 
Wizualnie prezentuje się prosto i ładnie, czyli tak jak lubię. Pod względem praktycznym.. lepiej zainwestować w coś innego, np. butelkę po starej mgiełce.

Wydajność: Produktu używałam w wakacje, zgodnie z zaleceniem producenta: 3 tygodnie wcierania i tydzień przerwy. Kurację powtórzyłam. Wbrew opiniom, produkt w moim przypadku okazał się wydajny, gdyż starczyło mi go na prawie dwie kuracje [póki nie zbiłam butelki]. 

Cena i dostępność: Za butelkę zapłaciłam 12 zł. Należę również do grupy szczęśliwców, które z swojej mieścinie posiadają aptekę zielarską, gdzie na zamówienie można go dostać. Nie ma go w Rossmannie, ani w Naturze. Dla tych, którzy nie mogą nabyć go stacjonarnie pozostaje tylko Internet.

Korzyści dodatkowe: Przypominał mi o codziennym masażu głowy. Gdy nic nie wcieram to często o tym niestety zapominam. Nie zawiera również alkoholu denaturatowego, który wysusza mów wrażliwy skalp. 

Ogólne wrażenia: Na pewno wypróbuję ponownie. Następnym razem jednak planuję nakładać go więcej na głowę, tak by jedna butelka stanowiła jedną kurację. Póki co, gdy tylko będę miała możliwość zamierzam wypróbować rosyjskie kosmetyki, w tym tonik do włosów 'Receptury Babuszki Agafii'. Intryguje mnie również wcierka Seboratin, zwłaszcza, że widziałam ją w aptece niedaleko mojego domu. No i na pewno przeleję do innego opakowania, żeby znowu nie zmarnować tak deficytowego kosmetyku. : )


Pozdrawiam,
Aria

Wstępu ciąg dalszy.

Z związku z końcem tygodnia i chwilą wolnego czasu postanowiłam nieco wzbogacić bloga. Wydaje mi się, że najmądrzej byłoby się trochę przedstawić. Otóż od kilku miesięcy przepadłam w szeroko pojętym włosomaniactwie. Nie mogłam sobie wybrać na to 'lepszego' momentu niż teraz. Mianowicie, w tym roku piszę maturę i tracę sporo czasu na przeglądanie blogów, szukaniu nowych inspiracji i pomysłów. Staram się jednak dawkować swój czas, więc na pewno nie będę miała czasu, czy siły na ciągłe aktualizacje i dokładne opisywanie każdego dnia z życia włosów. 

Nie należę jednak do tej grupy osób, która przez całe swoje życie używała 'szamponu i byle jakiej odżywki jak się przypomniało' - po prostu nie zdawałam sobie sprawy z błędów jakie popełniam. [Oczywiście, miałam w swoim życiu kilka epizodów za które moje włosy do dziś mnie nienawidzą, ale o tym może innym razem jak skleję historię moich kłaczków]. Krótko mówiąc - stosowałam maski i odżywki, które towarzyszą mi do dziś [np. Biovax do ciemnych włosów, Garnier AiK, czy jajko z oliwą]. Różnica polegała na tym, że nieważne było dla mnie dlaczego działają, a efekt. Czyli chyba nie było tak źle i podejrzewam, że gdyby nie owe błędy nadal cieszyłabym się pięknymi włosami. 


Skąd dbanie o włosy, po co mi to? Otóż jestem klasycznym przykładem 'kręconowłosej' - moje włosy są wiecznie suche, raczej wysokiej niż niskiej porowatości [im dalej od głowy tym gorzej...], jest ich również niewiele, są cienkie [8 - 8,5 cm w kucyku zebranym na czubku głowy]. Kilka epizodów sprawiło, że od poziomu ramion są suche i bardzo łatwo się rozdwajają. A jak już wspominałam, matura za pasem, a skoro matura to i studniówka, a co za tym się kryje - chęć posiadania pięknej fryzury. Wtedy natrafiłam również na blog Anwen , zupełnie przypadkiem. Szukałam bowiem sposobu na porost włosów i zupełnie przepadłam. Jak również potem odkryłam, z jej bloga nieświadomie korzystałam wiele miesięcy wcześniej szukając porównania między WAX Treatment, a Biovaxem, który to towarzyszy mi do dziś.

Na ten moment mogę powiedzieć, że długość nie jest już moim priorytetem, raczej odległym efektem ubocznym dbania o włosy. Przede wszystkim zależy mi, by włosy były moje, zdrowe, równe na całej długości i może nieco gęstsze. Nie chcę ich jednak ścinać, na pewno nie przed studniówką, no i maturą, jak woła przesąd. Podcinam za to sukcesywnie po kilka centymetrów.





Na ten moment zamieszczam porównanie włosów z końca czerwca [ok miesiąc po 'objawieniu'] i z początku października, po masce i płukance z siemienia lnianego. Wydaje mi się, że widać różnicę. Oczywiście flesz po prawo i lewo nieco przekłamuje, moje włosy są błyszczące, ale nie aż tak. Efekt prawego zdjęcia potęguje również siemię lniane które póki co sprawdza się u mnie ge-nial-nie. Mam w planach również przetestowanie żelu lnianego, efekty na pewno zamieszczę. 


Pozdrawiam, 

Aria

wtorek, 16 października 2012

Wpisy powitalne z reguły nie należą to zbyt twórczych. Pominę zatem zbędne ceregiele, by serdecznie powitać wszystkich, którzy wpadli tu czy to przypadkiem, czy z zamiarem. 

Od kilku miesięcy pieczołowicie dbam o swoje włosy z różnym, choć na ogół pozytywnym efektem. Bloga miałam ochotę założyć na ten temat właściwie od początku, jednak wydawało mi się to bez sensu - są ich setki. Z czasem zaobserwowałam, że aktywne Włosomaniaczki mają również większą motywacje do dbania o włosy, ciało, zdrowie. W końcu kto może bardziej napędzać do testowania kolejnych kosmetyków jak nie czytelniczki? Albo kto wyleje na nas kubeł zimnej wody gdy mamy ochotę rzucić całą pielęgnację w kąt i kupić jakąś bombę silikonową?
Potrzebowałam również miejsca, gdzie miałabym się mądrzyć i gadać. Ile w końcu można słuchać o włosach, gdy samemu ogranicza się do szamponu i czasem jakieś odżywki? Sama bym chyba miała kogoś dosyć gdyby ciągle gadał mi o piłce nożnej, czy komputerach. Brr...

Nie rozwodząc się już dalej, chciałabym pozdrowić wszystkie dziewczyny [a może i nie tylko?], które podobnie jak ja dbają o siebie. Niesamowite jest, że każda ma wkład w pielęgnację innych dzieląc się swoją wiedzą, doświadczeniem i błędami. To coś, co mnie przyciąga od kilku miesięcy, aż w końcu sama postanowiłam do Was dołączyć. Mam nadzieję, że na długo.

Pozdrawiam, 
Aria