piątek, 19 października 2012

Wstępu ciąg dalszy.

Z związku z końcem tygodnia i chwilą wolnego czasu postanowiłam nieco wzbogacić bloga. Wydaje mi się, że najmądrzej byłoby się trochę przedstawić. Otóż od kilku miesięcy przepadłam w szeroko pojętym włosomaniactwie. Nie mogłam sobie wybrać na to 'lepszego' momentu niż teraz. Mianowicie, w tym roku piszę maturę i tracę sporo czasu na przeglądanie blogów, szukaniu nowych inspiracji i pomysłów. Staram się jednak dawkować swój czas, więc na pewno nie będę miała czasu, czy siły na ciągłe aktualizacje i dokładne opisywanie każdego dnia z życia włosów. 

Nie należę jednak do tej grupy osób, która przez całe swoje życie używała 'szamponu i byle jakiej odżywki jak się przypomniało' - po prostu nie zdawałam sobie sprawy z błędów jakie popełniam. [Oczywiście, miałam w swoim życiu kilka epizodów za które moje włosy do dziś mnie nienawidzą, ale o tym może innym razem jak skleję historię moich kłaczków]. Krótko mówiąc - stosowałam maski i odżywki, które towarzyszą mi do dziś [np. Biovax do ciemnych włosów, Garnier AiK, czy jajko z oliwą]. Różnica polegała na tym, że nieważne było dla mnie dlaczego działają, a efekt. Czyli chyba nie było tak źle i podejrzewam, że gdyby nie owe błędy nadal cieszyłabym się pięknymi włosami. 


Skąd dbanie o włosy, po co mi to? Otóż jestem klasycznym przykładem 'kręconowłosej' - moje włosy są wiecznie suche, raczej wysokiej niż niskiej porowatości [im dalej od głowy tym gorzej...], jest ich również niewiele, są cienkie [8 - 8,5 cm w kucyku zebranym na czubku głowy]. Kilka epizodów sprawiło, że od poziomu ramion są suche i bardzo łatwo się rozdwajają. A jak już wspominałam, matura za pasem, a skoro matura to i studniówka, a co za tym się kryje - chęć posiadania pięknej fryzury. Wtedy natrafiłam również na blog Anwen , zupełnie przypadkiem. Szukałam bowiem sposobu na porost włosów i zupełnie przepadłam. Jak również potem odkryłam, z jej bloga nieświadomie korzystałam wiele miesięcy wcześniej szukając porównania między WAX Treatment, a Biovaxem, który to towarzyszy mi do dziś.

Na ten moment mogę powiedzieć, że długość nie jest już moim priorytetem, raczej odległym efektem ubocznym dbania o włosy. Przede wszystkim zależy mi, by włosy były moje, zdrowe, równe na całej długości i może nieco gęstsze. Nie chcę ich jednak ścinać, na pewno nie przed studniówką, no i maturą, jak woła przesąd. Podcinam za to sukcesywnie po kilka centymetrów.





Na ten moment zamieszczam porównanie włosów z końca czerwca [ok miesiąc po 'objawieniu'] i z początku października, po masce i płukance z siemienia lnianego. Wydaje mi się, że widać różnicę. Oczywiście flesz po prawo i lewo nieco przekłamuje, moje włosy są błyszczące, ale nie aż tak. Efekt prawego zdjęcia potęguje również siemię lniane które póki co sprawdza się u mnie ge-nial-nie. Mam w planach również przetestowanie żelu lnianego, efekty na pewno zamieszczę. 


Pozdrawiam, 

Aria

2 komentarze:

  1. Drugie zdjęcie pokazuje bardzo ładne włosy.
    Błyszczą się i te "baranki" są cudowne <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja i 'baranki' bardzo dziękujemy. Szczerze mówiąc, sama byłam w szoku porównując te dwa zdjęcia, bo cały czas miałam wrażenie, że prawie się nie zmieniły, a tu proszę, opłaca się. Pozdrawiam serdecznie. : )

      Usuń